Centrum Kultury Zamek

PAMIĘTAM JAK DZIŚ wyniki konkursu

Bardzo dziękujemy za wszystkie nadesłane prace. Czystą przyjemnością było odkrywanie historii Zamku poprzez osobiste doświadczenia, często wzruszające, czasem ubarwione subtelnym dowcipem. Dziękujemy za Wasz głos i nie przedłużając, przechodzimy do podania wyników konkursu „Pamiętam jak dziś…”:

NAGRODY GŁÓWNE:

Andrzej Sikorski – trzy krótkie formy prozatorskie pod wspólnym tytułem „Tajemnice na różnych poziomach”

Elżbieta Michalska – kolaż odzwierciedlający wspomnienia z czasów uczestnictwa w zajęciach Pracowni Historii Sztuki, które były prowadzone przez Ninę Antkowiak

Władysław Paszke – zdjęcia z zawarcia związku małżeńskiego w Zamku Cesarskim

WYRÓŻNIENIA

Jerzy Ptaszyk – artykuł „Poznańska szkółka ornitologiczna”

Krystyna Maria Suwiczak – wspomnienie w formie prozatorskiej i poetyckiej

Teresa Żelichowska – krótka forma prozatorska

Nagrody ufundowali także Teatr Wielki w Poznaniu, Teatr Polski w Poznaniu, Teatr Muzyczny w Poznaniu oraz Poznańskie Ośrodki Sportu i Rekreacji.

Konkurs został zorganizowany wspólnie z Centrum Inicjatyw Senioralnych.

 

By zachować melodyjność języka mówionego, postanowiliśmy nie ingerować w treść przesłanych form literackich.

_____
Rysowana grafika przedstawia ręce osoby, która aranżuje kartkę w albumie. Dookoła są rozsypane suszone kwiaty przyklejone do podkładu białą malarską taśmą. Jednak jest ona delikatna, prawie niewidoczna. Dłonie trzymają jedno ze zdjęć Zamku. Oprócz tego na kartce znajdują się trzy fotografie tego samego budynku.

Andrzej Sikorski

TAJEMNICE NA RÓŻNYCH POZIOMACH


Poddasze straszy

    
W latach 80. ubiegłego wieku bywałem w Zamku: Klub Odnowa, Kino Pałacowe, Sala Kominkowa, Kawiarnia przy Sali Kominkowej czy przestrzenne hole, na których wystawiali się koledzy plastycy. Dekadę później, dokładniej w drugiej połowie lat 90. dosięgnąłem poddasza! I to wcale nie windą, częściej per pedes (choć winda była, nawet dwie po prawej od wejścia B). Po prostu, poznałem aktorów i obsługę Teatru Nowego (TN), którym dowodziła Izabella Cywińska (m. in. J. Andrzejewskiego, S. Bobrowskiego, A. Choroszy, K. Feldman, I., B. Idziaków, W. Komasę, S. Kwaśniewską, A. Machalicę, D. Popławską, M. Rybarczyk, M. Sabiniewicza, J. Stasiuka) i kilkoro z Teatru Polskiego, opery, Teatru Muzycznego i – po sąsiedzku – Teatru „Marcinek”.

Kiedy Hanna Frycz-Stasiukowa została szefową biura Poznańskiego Oddziału ZASP-u, Witold Dębicki prezesem, dopiero wtedy dosięgnąłem poddasza. Wąski, kręty, nie najlepiej oświetlony korytarz (z kinkietami przy windzie), wzdłuż którego mieli swoje lokum harcerze, Centrum Sztuki Dziecka, ale i inne „podmioty”. Biuro w korytarzu po prawej doświetlane było z lukarny dachowej z widokiem na Pomnik Czerwca’56 i pl. A. Mickiewicza. W niewielkim pomieszczeniu z niewielkim oknem tylko w lecie nie włączano światła i – w przeciwieństwie do innych biur – przy zamkniętych drzwiach (ludzie teatru mają donośne głosy!). O czym dyskutowano, jak załatwiane były sprawy organizacyjne i prywatne – to tajemnica, ale… Jednym z charakterystycznych elementów poddasza był klapiący parkiet. Interesanci i goście (muzycy i literaci) przemierzający wąską przestrzeń luźnych deseczek (także idący do toalety na końcu korytarza) „ożywiali” najwyższe poziomy Zamku. I nikomu nie przeszkadzały skrzypiąco-„klapkowate” stąpania…

Podobno Marian Pogasz, aktor TN, radiowy Stary Marych, kiedyś próbował na palcach, zygzakiem, trochę przy ścianie podejść do ZASP-u i już, już prawie witał się z drzwiami, ale klapnęło raz, drugi. – Tutaj licho nie śpi! – skwitował nieudany żarcik (chciał „zrobić niespodziankę” pani Hani, która „swoich” rozpoznawała po krokach na korytarzu – bywała nieomylna, miała słuch absolutny). Niekiedy zostawała dłużej, bo pojawiali się błędni rycerze i damy, którzy po herbatce, kawie i dysputach, doszedłszy do siebie, korzystali z nieśpiesznej towarowej windy na parter. A parkiet klapał i klapał, nawet po obchodzie sprzątaczek.

Potem biuro ZASP-u znalazło lokum nad Marcinkiem, z widokiem na dawny Ogród Zamkowy.
Każde poddasze ma swoje i licho biega tam do dziś!

Niedomykane okno

W lecie żar wlewał się do środka mimo zaciągniętych firan (zdejmowanych na uczelni dwa razy w roku do prania), w zimie wiadomo (nieszczelne podwójne okno od zachodu) i widok – ciągle ten sam – na wschodnią fasadę Zamku wzdłuż Kościuszki. W Collegium Historicum przy Św. Marcinie, historycy, etnografowie i archeolodzy, zdawali sobie sprawę, że są w „odbitym” gmachu komitetu partii i w cieniu Zamku. Zajęcia, zebrania, sesje, spotkania (przy popielniczkach przed wejściem do gmachu, w jedynej windzie, bibliotekach czy w stołówce u Pani Marylki). Sale wykładowe, gabinety i różne zakamarki miały tu …
– Widzi pan? – pyta profesor, odsuwając się od biurka i uchyla okno. – Zamek żyje! Patrzę, nic.
 – O, tam! – pokazuje w kierunku kolumn i płaskorzeźb na fasadzie . – Tam, przy gzymsie – tłumaczy półgłosem. Patrzę – nic. - No, może… – zawahał się. – Zauważył pan, że mniej gołębi? Zdjął okulary. Z szuflady w biurku wyciągnął lornetkę, przetarł i obserwował skupiony… W gabinecie poczułem się jak na egzaminie po wylosowaniu. Profesor jako jedyny na wydziale – dla rozluźnienia – bo epoka brązu nie należała do łatwych, częstował studentów papierosem, napojem gazowanym lub sokiem (kubeczki plastikowe czekały na odważnych). Podobno ktoś się odważył z nim zapalić, kilkoro sięgnęło po kubeczek (zachowywany na pamiątkę). – A teraz?! – wykrzyknął. W końcu usłyszałem przeciągły pisk i tryumfalne profesora: – Jest!

I przez kilka tygodni, nawet przez pożyczoną lunetę, obserwowaliśmy pustułki zadomowione w ścianie wschodniej Sali Tronowej Zamku. Profesor na swój sposób zżył się z ptakami, zapraszał, by podglądać gniazdo, opowiadał o pożytku z powietrznych drapieżników dla pocesarskiego obiektu.

Ale na ul. Kościuszki nagle wyrósł kolos z wielkim wysięgnikiem i przepadły rdzawobrązowe, nakrapiane ptaki, poszły sobie gołębie i zamkowe wróble, gnieżdżące się w krzewach wzdłuż Kościuszki. Pan profesor Jerzy Fogel odszedł na emeryturę, niedługo potem zmarł.

Przy biurku, na parapecie pozostała duża krzemienna buła do zabezpieczenia uchylonego okna na IV piętrze. Czy po remoncie pustułki krążą nad Zamkiem?
 
Ogród Zamkowy

Na wiosnę, dokładnie w kwietniu 1999 r., ruszyły prace archeologiczne w Ogrodzie Zamkowym. Ostatecznie tutaj znaleziono miejsce pod Pomnik Ofiar Katynia i Sybiru. Teren przy Zamku mógł kryć tajemnice z czasów cesarskich, ale i z lutego 1945 r. – zbiorowe pochówki żołnierzy niemieckich (ekshumowanych zaraz po wojnie na Cmentarzu Miłostowskim). Jednak chodziło o pewność, że w sąsiedztwie pomnika, czyli całego terenu między drzewami, na trawniku, klombach i przy ogrodzeniu Ogrodu, nie ma żadnych szczątków ludzkich – tym bardziej że w 1945 r., w walkach o Poznań w Zamku był szpital wojenny (według relacji – po jego likwidacji tutaj pogrzebano zmarłych).

Było zimno, wilgotnie, z mocnymi dmuchami wiatru (na szczęście bez śniegu). Wytyczono kilkadziesiąt sondaży. Od początku robota szła szybko i sprawnie. W sondażach najczęściej zalegał gruz przemieszany z piachem, śladami spalenizny i próchnicą, bez szczątków ludzkich. W kilku znaleziono drobne kości, resztki tkanin, w innych kawałki szkieł, ceramiki, pordzewiałe żelastwo, ale w dwóch sondażach… badacze z Pracowni archeologiczno-konserwatorskiej H. Klundera, natrafili na opór! Mur?! Nie. Beton! Rozkopano szerzej – zarys krawędzi czegoś większego! Szpachelki, miotełki – jak to u archeologów – i delikatne pogłębianie w bardziej miękkim zasypisku, przy twardym, nie do ruszenia. – No to mamy coś! Po krawędzi, brzegiem, brzegiem i zaraz się okaże! – komenderowali kierujący pracami Ewa i Paweł Pawlakowie. Po dwóch dniach odkopano odcinek regularnej konstrukcji. – Szczelina lotnicza! – stwierdzili badacze. W miasto poszedł news, o podziemnym przejściu z Zamku na Cytadelę! Ciekawscy zaglądali, pytali i kreślili przebieg z użyciem własnych przyrządów i intuicji. Za Boga nie dali się przekonać, że to szczelina. Oczywiście, znaleźli się chętni do pomocy przy odkopaniu „czegoś takiego” głębiej i dalej, bo przecież…!

Szybko zdecydowano o zabezpieczeniu i zasypaniu fragmentu „ przejścia” – szczeliny. Sprawnie zbadano też miejsce pod fundament pomnika. Katyńskie Drzewo Pamięci rośnie w Ogrodzie Zamkowym – rośnie z nami.



Elżbieta Michalska

Kolaż składa się z szeregu obrazów m.in. autoportretu Stanisława Wyspiańskiego, „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci, martwej natury i dwóch kobiecych portretów. W prawym dolnym rogu narysowano, używając kolorów niebieskiego, fioletowego, żółtego i zielonego postać, która jest odwrócona plecami. Nad wszystkimi elementami góruje tytuł pracy: PRACOWNIA HISTORII SZTUKI, a na poniżej krótka treść dopowiadająca: LATA 60. W PRACOWNI PANI NINY ANTKOWIAK TO NIEZAPOMNIANE CHWILE W BAGAŻU PAMIĘCI PODRĘCZNYM... CIĄGLE SĄ i nazwisko autorki pracy: ELŻBIETA MICHALSKA.

Kolaż

Władysław Paszke

Galeria zdjęć przedstawia dzień zawarcia związku małżeńskiego przez Władysława Paszke i Anielę Busz-Paszke w Zamku Cesarskim. Oprócz tego w galerii znajduje się także list Władysława Paszke oraz wycinki z prasy, które w tym pamiętnym dniu można było przeczytać w poznańskich domach.

Jerzy Ptaszyk

Krystyna Maria Suwiczak

----------

dziewczynko

z tęczowymi kokardami

we włosach

raz jeszcze

zagraj ze mną w klasy

o jedną chwilę

z tamtych lat

--------------

Tak...Pamiętam może niewiele, ale czasami tęsknię do tamtych lat. Ja, rodowita poznanianka, lat 70+.

Dobrze znałam ulicę Św. Marcin (Armii Czerwonej), gdyż w pobliżu mieszkał mój chrzestny. On też lubił ciekawie opowiadać o naszym mieście.

Jako uczennica szóstej klasy szkoły podstawowej, znalazłam się w Pałacu Kultury, aby uczestniczyć w zajęciach kółka historycznego. To była wspaniała przygoda.

Później „popłynęłam” w krainę poezji i tak już zostało do dziś.

Poezją „zaraziłam” moją córkę. „Młoda” już w szkole podstawowej zaczęła  zdobywać nagrody. Tak trafiła pod opiekę poetki Danuty Wawiłow, która co pewien czas przyjeżdżała do Poznania i organizowała spotkania dla młodzieży.

Córka jest już dorosła i mieszka gdzie indziej. Ja nadal jestem w Poznaniu.
„...ani chcę, ani umiem stąd odejść”

 

Teresa Żelichowska

Nie jestem tak kreatywna, by do końca spełnić wymogi konkursu, ale jednak chcę się podzielić moimi wspomnieniami z bytności w Zamku.

 

Zaczęło się w latach licealnych, kiedy z kuzynostwem i kolegami chodziliśmy na niedzielne spotkania z piosenką. Była nauka piosenki, wspólne śpiewanie i konkurs piosenki. Modne ubranie wówczas – to spódniczka z czarnego manchesteru z 4 klinów na szelkach i gumowe czarne kalosze i taniec twist. Piosenki już niezbyt pamiętam, tylko jedną – „Zimny drań”. Pamiętam zabawy pod Zamkiem z okazji 1 maja, gdzie mówiło się, że idzie się na prywatkę do Szydlaka. 

 

Później prowadziłam syna do pracowni modelarskiej, a także chodziłam z nim na niedzielne spotkania „niedzielnych przyjaciół” i tu była nauka piosenki, wyświetlane bajki, konkurs śpiewu piosenki. Chodziłam też na naukę tańca. Przez rok prowadziłam córkę do muzycznego przedszkola (córka ma zdjęcie z baliku w tym przedszkolu). Uczestniczyłam też w wigiliach wileńskich. Chodziłam też na „Poznańskie śpiewanki” ze Stefanem Stuligroszem. W Sali pod Zegarem były też spotkania muzyczne, na których bywałam, chodziłam do kina, na wystawy. Byłam też na karnawale 2020, kiedy u nas zaczynał się covid, na zabawie karnałowej, gdzie wiek uczestników był przeróżny (dzieci i dorośli) i bardzo mi się spodobało jak ludzie się integrowali i wszyscy wspólnie bawili.

 

Tak więc Zamek jako miejsce związane z kulturą odegrało ważną rolę w moim życiu.


 

Ta strona korzysta z plików cookie

Aby pozostawić tylko niezbędne cookie lub dostosować zgody na cookie analityczne lub marketingowe (które nie są niezbędne), dokonaj wyboru poniżej i kliknij "Zezwól na wybrane" Sprawdź Politykę prywatności aby uzyskać więcej informacji.

Wydarzenia

Data
Kategorie
Uczestnicy